Polski
Gamereactor
Recenzje seriali
Anime 2021

Mini-recenzje wybranych serii anime zimowego sezonu (część 2/2)

Log Horizon: Entaku Houkai i Sposób na pięcioraczki.

Log Horizon: Entaku Houkai

Długo przyszło nam czekać na powrót gildii Jadowitego Okularnika. Możliwe, że za długo. Trzeci sezon „Log Horizon" o podtytule „Entaku Houkai" („Destruction of the Round Table") bezpośrednio kontynuuje wątki zapoczątkowane w drugim. Przed rozpoczęciem seansu warto przemyśleć rewatch całości od początku. W innym przypadku połapanie się w fabule bywa uciążliwe.

Anime 2021

Niemniej anime ogląda się dobrze. Czuję, jakbym niemal przeniosła się w czasie do 2013 roku, kiedy emitowano pierwszy sezon „Log Horizon". Być może taki rewatch to naprawdę dobry pomysł, bo z perspektywy lat doceniam tę serię za jej wyjątkowość. Nigdy nie obfitowała w efektowne starcia i walki na śmierć i życie, a chybione porównania do „Sword Art Online" niekorzystnie wpłynęły na jej wizerunek. Tu narracja toczy się ślimaczym tempem, a główne konflikty występują na tle politycznym. Najbardziej epickie sceny to nie mordobicia rodem z shounenów, lecz knucia maga Shiroe, który co rusz zaskakuje widza kolejną intrygą bądź niezawodną strategią.

Wszystko, do czego przyzwyczaiły nas poprzednie dwa sezony, jest tutaj obecnie, dosłownie poza jednym - openingiem. To z jednej strony bardzo miłe, bo w razie kilkudniowego maratonu nie da się odczuć dysonansu wynikającego ze zmiany techniki animacji czy sposobu opowiadania historii, ale z drugiej po sześciu latach przerwy oczekiwałam chyba większego progresu. Chociażby właśnie po sferze wizualnej. Tymczasem nie dość, że recenzowany sezon liczy zaledwie dwanaście odcinków, to nie zachwyca przy tym jakością. Daleko mu do pokazu slajdów, jakim „raczyły" nas przykładowo ostatnie serie „Seven Deadly Sins", ale widać wyraźnie, że budżet studia Deen nie należy do największych.

„Entaku Houkai" kontynuuje to, z czym do tej pory „Log Horizon" radziło sobie bezbłędnie, w tym bardzo intrygujący world-building, czyli światotwórstwo. Dane jest nam podziwiać między innymi chiński serwer czy elekcję w Akibie - gdy Przymierze Okrągłego Stołu upada, Poszukiwacze Przygód i tuziemcy muszą na nowo odnaleźć wspólny język. Wydarzenia są interesujące, ale trudno się pozbyć wrażenia, że czegoś tu brakuje.

To jest reklama:

I brakuje w istocie. Choć wraz z zakończeniem trzeciego sezonu anime pokryło cały dotychczasowy materiał z light novel (co oznacza, że na kolejny poczekamy znowu co najmniej pół dekady), wiele ciekawych wątków ważnych dla fabuły z jakiegoś powodu pomija. Jako że całość skupia się na kreacji uniwersum i dużych ilościach dialogów, a nie na widowiskowym seansie, myślę, że akurat w tym przypadku wynik wynosi 1:0 dla powieści.

Sposób na pięcioraczki

„Pięcioraczki" powracają po dwóch latach z kolejnym sezonem i spod ręki nowego studia. Co to oznacza dla jednej z najpopularniejszych haremówek ostatnich lat? Przedpremierowe obawy były zasadne, bo kontynuacją zajęło się mało znane Bibury Animation, które do tej pory stworzyło zaledwie dwa przeciętne filmy z serii „Grisaia" i równie słabo oceniany serial „Azur Lane". Czy ciąg dalszy historii o pięciu siostrach doczekał się godnej ekranizacji? Chyba wszyscy możemy już odetchnąć z ulgą. „5-toubun no Hanayome ∬" przerwało złą passę studia. Wiedzieliśmy, że dacie radę, dziewczyny!

Anime 2021
To jest reklama:

Długo wzbraniałam się przed „Sposobem na pięcioraczki", nie zrozumiawszy fenomenu serii o korepetytorze i jego pięciu uczennicach. Nadal może fenomenem bym jej nie nazwała, ale wiem już, co mają na myśli widzowie, kiedy określają ją mianem wholesome - bo naprawdę niesie ze sobą bardzo pozytywne, optymistyczne założenia (wbrew temu, że tylko jedna z dziewcząt stanie z Fūtarō na ślubnym kobiercu) i jest po prostu urocza.

Drugi sezon mniej skupia się na cielesnych gagach. Na pierwszy plan wysuwa się przede wszystkim rozwój postaci. Elementy komedii nadal są nieodłączną częścią „Pięcioraczek", ale tym razem priorytet stanowią rodzinne więzi i relacje sióstr z Fūtarō, który nawet nie jest już ich korepetytorem. Ichika, Nino, Miku, Yotsuba i Itsuki rozwinęły skrzydła i mimo że w pewnym stopniu nadal się haremowymi archetypami, nie da się nie darzyć ich sympatią. To samo dotyczy ich „partnera" - choć jest tym schematycznym wzorcem nieciekawego chłopca, na którego bez wyraźnego powodu lecą wszystkie panny w okolicy, jego emocje są - jak na harem - bardzo prawdziwe. W dużej mierze jest to zasługa rewelacyjnie dobranych seiyū, którzy doskonale oddają charaktery tych postaci. Nieczęsto zdarza się, że włączając anime już po przeczytaniu mangi po prostu nie wyobrażam sobie innej obsady.

À propos, w drugim sezonie kreska dużo mocniej przypomina pierwowzór. Zmiana studia siłą rzeczy wymusiła także zmianę stylu artystycznego, co wyszło zdecydowanie na plus. Paleta barw jest bardziej pastelowa i wraz z charakterystycznym cieniowaniem przypomina grafiki z okładek tomików. W oczy rzucają się też (pun not intended) złotawe tęczówki Fūtarō i jego siostry, Raihy, zgodne z komiksowym kanonem. Różnic jest sporo i początkowo trudno się przestawić, ale przyznaję, że nowy artstyle podoba mi się bardziej.

Biorąc pod uwagę kontrowersyjne zakończenie mangi i fakt, że anime nie zawsze jest jej wierną ekranizacją, mam nadzieję, że trzeci sezon - jeśli powstanie - zdoła utrzymać poziom.

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości