Polski
Gamereactor
Recenzje seriali
DOTA: Dragon's Blood

DOTA: Dragon's Blood - recenzja pierwszego sezonu

Jak animowana adaptacja DOT-y wypada na tle innych ekranizacji gier wideo?

Ogólnie rzecz biorąc, obserwujemy stopniowy wzrost liczby adaptacji gier wideo zarówno w branży serialowej, jak i filmowej. Zwiększa się nie tylko ich ilość, ale także jakość i ogólny szacunek dla materiału źródłowego. Firmą wyraźnie najbardziej zainteresowaną przestrzenią gier ze wszystkich wytwórni i adaptacjami opowiadanych przez nie historii jest bez wątpienia Netflix.

Obecnie platforma pracuje nad ekranizacjami takich marek jak Resident Evil, Assassin's Creed, Cyberpunk 2077, Splinter Cell, Beyond Good & Evil, Tomb Raider, Final Fantasy czy The Division, a to tylko niektóre z nadchodzących projektów.

HQ

Dzieje się tak częściowo dlatego, że ogólnie gry wideo stają się coraz szerszą częścią kultury głównego nurtu, ale także dlatego, że Netflix odniósł już sukces w tej dziedzinie za sprawą animowanej Castlevanii. Wygląda na to, że ta zainspirowała firmę w przeniesieniu kolejnego dużego IP na srebrny ekran, co zaowocowało DOTA: Dragon's Blood, brutalnym, dojrzałym podejściem do popularnej gry MOBA, stworzonym we współpracy z Valve i studiem znanym z The Legend of Korra. Co mogło pójść nie tak?

Cóż, całkiem sporo, jak się okazuje, ponieważ choć z pewnością ładna, wypełniona po brzegi ekscytującymi nawiązaniami do gry i szczerze zainteresowana oddaniem zdumiewającej głębi uniwersum DOT-y, animacja ostatecznie nie przekazuje tego w interesujący sposób.

To jest reklama:

Podobnie jak w wielu innych serialach, historia w Dragon's Blood jest opowiadana z perspektywy kilku postaci, które wspólnie podróżują po świecie, stopniowo zbliżając się do siebie. Twórcy postawili na oddzielną narrację, która powoli łączy luźne końce pojedynczych opowieści w osiem dwudziestominutowych odcinków. Chociaż znajomość tego typu zużytych już zabiegów skutecznie zniechęca, ostatecznie to nie odtwórczy storytelling okazuje się najbardziej uciążliwy, ale raczej jego nierówne tempo i brak odpowiedniego wyjaśnienia, dlaczego ten konkretny świat fantasy różni się od wszystkich innych. Davion, smoczy rycerz, zostaje przeklęty, w wyniku czego od czasu do czasu sam zamienia się w smoka i chce się tej klątwy pozbyć. W serialu pojawiają się też elfy, które z jakiegoś powodu szukają magicznych kwiatów, czy postać bogini, która szuka swoich wyznawców. Wszystkie te opowieści z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego, ale z odcinka na odcinek coraz bardziej się zazębiają.

DOTA: Dragon's Blood

W rzeczywistości dzieje się to tak szybko, że ucierpiała na tym konstrukcja świata, który powinien być głównym atutem Dragon's Blood. Głębokie i szczegółowe uniwersum DOT-y nagle wydaje się płytkie i kompletnie nieoryginalne. Może gdyby wszystkie te oddzielne wątki połączyły się w bardziej skoncentrowaną, mniej obszerną opowieść, moglibyśmy mieć chwilę wytchnienia, aby w pełni uświadomić sobie, jak czarująca potrafi być DOTA.

To powiedziawszy, Studio Mir wykonało świetną robotę, łącząc inspirującą scenografię z szybką, brutalną akcją wyjętą prosto z Castlevanii i Blood of Zeus. Anime wygląda wspaniałe, tryska kolorami i potężną determinacją.

To jest reklama:

Całość prezentuje się świetnie przez cały czas dzięki genialnemu doborowi barw i kontrastu, a sam styl animacji to prawdziwe dzieło sztuki. Niestety, po ośmiu odcinkach nie wiem nawet, dlaczego elfy szukały tych magicznych kwiatów. Podczas gdy fani na każdym kroku podkreślają oryginalność świata DOT-y, tutaj mamy do czynienia z najzwyklejszą, niczym się niewyróżniającą opowieścią fantasy. Sezon zatytułowano "Book One", więc wydaje się oczywiste, że jest dopiero pierwszym z serii. Miejmy nadzieję, że w następnym twórcy nieco zwolnią i poświęcą więcej czasu na budowanie uniwersum.

HQ
06 Gamereactor Polska
6 / 10
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości